Ten kanadyjsko-amerykański wokalista, gitarzysta, kompozytor i autor tekstów skończył niedawno 74 lata i jest dowodem na to, iż muzyka konserwuje niczym formalina. Od ponad 50 lat wydaje nieprzerwanie płytę za płytą ( w ostatnim roku aż trzy!!! ), stąd jego dyskografia jest przepastna niczym Encyklopedia Britannica. Najnowszy album studyjny został nagrany pod szyldem NEIL YOUNG & CRAZY HORSE i jest pierwszym od 2012 albumem z dopiskiem"crazy horse". To taka muzyka nieśpieszna, melancholijna, niedążąca do tego by być na topie, zmuszająca niekiedy do myślenia, ale przede wszystkim do słuchania w skupieniu, a więc nie mają czego tu szukać współcześni 20-latkowie. Im może się ona wydać wręcz archaiczna, z przeznaczeniem nie tyle dla ich ojców co prędzej dziadków. Ale dobra, ambitna muzyka nie powinna mieć przyklejanych niepotrzebnych łatek. Inaczej nie oddamy się jej w pełni szukając odpowiedniej szuflady do jej umiejscowienia. Polecam zwłaszcza sam "otwieracz" w postaci "Think Of Me" czy następujący po nim blisko 14-minutowy "She Showed Me Love". Komu wyda się ona odpowiednia polecam także sięgnąć po tegoroczny album "Homegrown", który - choć dopiero co wydany, de facto został zarejestrowany między 1974, a 1975 rokiem. Tutaj usłyszymy klasycznego YOUNGA także w najlepszej formie. Zresztą w przypadku tego artysty najlepszą rekomendacją jest samo jego nazwisko.
POSŁUCHAJ: https://www.youtube.com/watch?v=UBdnIeZBEdQ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz