niedziela, 1 września 2019

Berlin

W czasach - a mam na myśli złote lata 90-te - kiedy sklepów z płytami było tak wiele jak dziś "Biedronek" nikt nie wyobrażał sobie, że kiedyś będzie inaczej. Niestety, piractwo, a z czasem także internet wyeliminował prawdziwych pasjonatów muzyki czego dowodem obecny stan rzeczy. Zabieganym ludziom, którzy dziś w pierwszej kolejności stawiają za cel wklejenie na facebooku zdjęcia z wakacji najlepiej w towarzystwie palmy na egzotycznej wyspie by zrobić wrażenie na sąsiedzie, coraz mniej potrzeba oryginalnej płyty, papierowej książki czy filmu obejrzanego w kinie. Mamy coraz mniejsze potrzeby, coraz mniej wagi przykładamy do posiadania czy to książek czy płyt na półkach czy w ogóle do posiadania oryginalnej rzeczy. Coraz częściej stawiamy na bylejakość. Muzyka ( niestety coraz częściej także ta z najniższej półki ) robi dziś za tło podczas przygotowywania obiadu z mikrofali. Polskie sklepy z muzyką nie oferują już nic poza tandetnymi składankami miernej jakości "przebojów" czy płyt "artystów" z rodzimego rynku.

Podczas gdy u nas mówi się o spadku, a nawet i upadku nośników fizycznych na rzecz cyfrowych plików, u naszych sąsiadów jest zupełnie inaczej. Zresztą podobnie jest w całej Europie czy na świecie czego byłem świadkiem chociażby we Włoszech. Zewsząd słychać głosy, iż z zaświatów powróciła płyta winylowa, ale jest to tylko fatamorgana. Poza tym dzisiejsze winyle nie mają niczego wspólnego z dawnymi tłoczeniami, nie ma tej dynamiki ani tego brzmienia ponieważ są tłoczone cyfrowo. Owszem, ja też te współczesne kupuje, ale głównie dlatego, ze ładniej wyglądają, mają dodatkowe utwory czy mamy do czynienia z tzw "picture winylem", a więc takim, który ma na samym krążku na masie wylaną okładkę płyty. Płyty winylowe były od zawsze choć nowa moda na te nośniki sugeruje nam, że jest inaczej. Jeden czy drugi klient zakupi go tylko dlatego, ze przypomniał sobie młodość widząc go w koszu w markecie kiedy zerkał do niego z nudów podczas gdy żona przymierzała sukienkę z wyprzedaży. Po jego ewentualnym zakupie odłoży go na półkę by ten osiadł z czasem kurzem.

Mój kolega Piotr wiedząc, że jestem maniakiem płyt - i to w najmocniejszym tego słowa znaczeniu - zaproponował, iż w drodze do Niemiec zahaczy o berliński SATURN i to ten największy, trzypiętrowy z czego jedno piętro poświęcone tylko i wyłącznie płytom. W Polsce widok sklepu wielkości hipermarketu Auchan tylko z muzyką jest nie do wyobrażenia, a proszę sobie wyobrazić, że mamy z ów sklepem do czynienia w czasach kiedy te naprawdę największe wielopiętrowe jak słynny WOM już dawno upadły.

Wyjechaliśmy z Poznania po godzinie 10ej, na miejscu byliśmy po 13ej. Berlin Anno Domini 2019 to już nie ten sprzed lat. Tureckie kebaby co dosłownie 10 metrów i niesamowity przed nimi bałagan ( coś w tym jest, że o prowadzących te "restauracje" mówi się "bałaganiarze" i fleje ), do tego niemal cały Berlin w remoncie. Niestety podobne widoki uświadczymy także we Włoszech i pozostałej części Europy. Multi-kulti, a więc wielokulturowość zabija niestety indywidualizm z czego nie zdajemy sobie sprawy tak jak niegdyś nie zdawano sobie sprawy z zabójczych właściwości arszeniku.

Piotr podjechał wreszcie!!! pod główny cel mojej przynajmniej podróży mówiąc: "Idź, kup sobie co tam potrzebujesz, a ja przyjadę za jakąś godzinę". Nie musiał powtarzać. Jak zawsze w tego typu miejscach dostałem drgawek. Miałem przygotowaną listę zakupów, która wyglądała jak "świąteczna lista zakupów" jednak nie wszystko dostałem. Nie szkodzi, co się odwlecze..., a poza tym kupiłem wiele innych rzeczy. Zresztą niemożliwością jest nie kupić czegokolwiek w takim miejscu.

Niemożliwością jest także przejrzenie tak obfitej oferty w godzinę bo tylko tyle miałem na wszystko, a jeszcze trzeba stanąć w kolejce i zapłacić. Tak, tak, dobrze czytacie, "w kolejce" bowiem przede mną stało kilka osób i wszyscy mieli w koszykach płyty. Cudowny widok. W Polsce kolejki widzę tylko na poczcie, w markecie, czy w piekarni dzień przed jakimś świętem. Wspaniały widok. Ten z Saturna oczywiście. Niestety możemy pomarzyć o czymś takim w Polsce. Nawet miliardy euro wpompowane w gospodarkę nie zmienią mentalności ludzi. I niech nikt nie mówi, że tam inaczej zarabiają. "Das ist Quatsch" - jak powie Niemiec. ( "quatsch" znaczy "bzdura" ). To kwestia samego podejścia. W latach 80-tych płyty były jeszcze droższe, przyjeżdżały dwie sztuki na sklep i je kupowano. Człowiek miał potrzebę i tylko to się liczyło. Zrezygnował z jednej rzeczy na rzecz płyty czy książki i tyle. Poniżej fotorelacja, ja tymczasem nie mogę się już doczekać kolejnego wyjazdu, a ten już niedługo...


Coraz bliżej raju...


Niesamowity salon AUDI...

...a obok nowo powstający PORSCHE

Wypożyczalnia filmów DVD, a więc to czego u nas nie uświadczysz

Skrzyżowanie niedaleko Alexanderplatz

...piękne żółte autobusy...

...popularna i u nas sieć "kik"...

...centrum Berlina...


...nowe BMW serii 8...

...ciąg dalszy Berlina...




...miejsce przeznaczenia, 3 piętrowy SATURN, jedno piętro pełne płyt...

...wyprzedaż BLU-RAY za 5,55 €

...winylowy raj...

...kompaktowy raj...

...ciąg dalszy raju...





...cudowny box JONI MITCHELL za śmieszne pieniądze...




...płyta CHARLOTTE GAINSBOURG, u nas ze świecą nie do zdobycia...

...wspaniały box KANSAS...


 
...niedawno recenzowany przeze mnie LEO SAYER...


...Original Album Series, u nas skromna oferta tej serii, tam cała masa...

...u Niemców Król nadal żywy...

...coś z naszego rodzimego podwórka...
 
...nie, nie, to nie plan filmowy MAD MAXA 5, to centrum Berlina...


...kolegi ( nasz ) środek transportu...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz