COUNTRY / BLUES / ROCK
STEVEN TYLER to nikt inny jak wokalista słynnego AEROSMITH. Już od dobrych dwóch lat "odgrażał" się, iż zamierza nagrać solowy album w rytmach country. Efekt końcowy? Hm...Jest bardzo różnie.
Początek wbija w fotel. Pierwsze nagranie "My Worst Own Enemy" jest po prostu kapitalne. I nie ma w nim grama country. Jest to pełna nastroju ballada z wykończeniem godnym niejednej płyty z lat 70-tych z gatunku psychodelicznego rocka. To wielka kompozycja. Niestety jedyna. Wszystko co potem jest już tylko średnie, a czasami...dziwne. Bo po co przetworzony świetny charakterystyczny głos TYLERA w kompozycji "Hold On ( Won't Let Go )". Nie rozumiem też kompozycji "Gypsy Girl". Widać, że chciano tutaj na silę wytworzyć klimat country, a skutek jest taki, iż brzmi to tak jakby ktoś country w ogóle nie lubił - ba - nie nawidził i zmuszono go by takowe brzmienie wytworzyć. Można było to nagranie pominąć. Jest ich aż 15, a wystarczyło by 12. Poza tym country tu jak na lekarstwo gdyby ktoś przy zakupie tej płyty sugerował się gatunkiem. Przyjemny jest "I Make My Own Sunshine" z mandoliną. Płyta była poprzedzona trzema singlami. Pierwszym był "Love Is Your Name", chyba jedyny tak country'owy utwór na albumie oraz , "Red, White & You" oraz tytułowy "We're All Somebody From Somewhere". Bardzo udany jest także "The Good, The Bad, The Ugly & Me" delikatnie zabarwiony bluesem. Utwór można nazwać ukłonem dla fanów macierzystego zespołu TYLERA czyli AEROSMITH ponieważ brzmi jak niejeden klasyk z ich płyt. Na albumie również "Janie's Got A Gun" z repertuaru wspomnianej grupy. Płyta tylko dla fanów TYLERA i spółki.
POSŁUCHAJ:
https://www.youtube.com/watch?v=d0n40GVcj64
Pozdrawiam
OSKAR PENDYK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz