Amerykanka ERIN MORAN kryjąca się pod szyldem A GIRL CALLED EDDY debiutowała w 2003 roku wydając beztytułowy album z jedenastoma ślicznymi piosenkami. Rozbudziła - przynajmniej we mnie - apetyt na więcej po czym...zniknęła na 17 lat. Co prawda w między czasie nagrała jedyny album w duecie z MEHDI ZANNADEM pod szyldem THE LAST DETAIL w 2018 roku jednak solo powraca dopiero teraz za to z płytą-marzeniem. Mało tego, bijącą na głowę wspomniany debiut.
Jest tutaj soul, pop lat 60-tych, jazz-pop, troszkę mieszaki muzyki indie pop czy indie rock, cudowne melodie, zmysłowy głos, zapamiętywalne patenty, cudowne aranżacje, niepowtarzalny styl. Sama artystka odpowiada także za większość zawartego na tej płycie materiału. Trudno oderwać się od tej płyty, ale - jak nie trudno się domyśleć - nie zależy mi na tym wcale. Momentami ERIN przypomina nieco JOAN OSBORNE ( ta od przeboju "One Of Us" ), ale z tej strony balladowej. Posłuchajcie nagrania tytułowego, które te płytę otwiera czy następnego "Big Mouth", a także "Not That Sentimental Anymore" czy cudownej ballady "Lucky Jack ( 20-1)".
POSŁUCHAJ:
https://www.youtube.com/watch?v=fMpmVk06aVo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz