środa, 13 maja 2020

PENDRAGON "Love Over Fear" ( 2020 )

NEO-PROGRESSIVE ROCK

Wielokrotnie zapowiadana nowa płyta grupy PENDRAGON w końcu się ukazała. Początkowo jej wydanie było planowane na wrzesień 2019 roku jednak po drodze grupa obchodziła swoje 40-lecie na scenie co podsumowała genialnym 5-dyskowym boxie przewrotnie zatytułowanym "The First 40 Years" ( przedstawiałem go niedawno ), a nieco wcześniej zagrali trasę upamiętniającą inną rocznicę, a mianowicie 20-lecie wydania albumu "The Masquerade Overture" co także udokumentowali wydanym przed trzema laty "Masquerade 20".

NICK BARRETT wielokrotnie komentował, iż jest zmęczony pytaniami o nowy album. Sugerował, iż nie ilość, a jakość ma dla niego fundamentalne znaczenie w czym w pełni się zgadzam. Wokalista przeżył też kilka życiowych tragedii, m.in. śmierć ojca, a że jest człowiekiem wrażliwym ( jak wiadomo artyści są wrażliwi podwójnie ) to wszystko musiało przełożyć się na tytuł płyty "Miłość ponad strach".

Jak jest muzycznie? To cały czas PENDRAGON, choć przyznam, że na początku miałem trudności z pokochaniem pierwszej połowy płyty. Dziś kocham ją w pełni jednak na miłość trzeba czasu. Wpływ za aż 6 letnią przerwę względem poprzedniej płyty "Man Who Climb Mountains" ( 2014 ) miały zapewne wpływ także mniej entuzjastyczne recenzje pod czym także się podpisuję. Na "Love Over Fear" jest także sporo zaskoczeń jak chociażby otwierający całość utwór "Everything". Dalej jest już raczej klasycznie choć nie bez małych niespodzianek jak skrzypce w "360 Degrees" czy mandolina. Przecudny, wyciszony "Soul And The Sea", który z czasem staje się drapieżny za sprawą klasycznych partii klawiszowych niezastąpionego CLIVE'A NOLNA. Od szóstego "Eternal Light" mamy po prostu kosmos!!! Wielowątkowy, o częstych zmianach tempa utwór rozpoczyna się czymś na wzór refrenu de facto będąc jedynie wprowadzeniem do bardziej rozbudowanych form. W okolicach piątej minuty mamy piękny chór, malowniczą gitarę i wydostającą się z niej śliczną solówkę. "Water" to nagranie muzycznie tak przejmujące, że trudno je opisać. Ba, jest to niemożliwe, dlatego się o to nie pokuszę. Majstersztyk!!! I kolejne już genialne solo tego albumu. I ten niesamowity lament BARRETTA na końcu utworu.... Pięciominutowy "Whirlwind" to rzeczywiście trąba powietrzna jednak działająca na nasze zmysły. Utwór w całości zagrany tylko i wyłącznie na fortepianie. Jest w nim tyle uczucia, że więcej już tylko sam Bóg może nam dać. BARRETT zresztą w tym utworze  śpiewa bardzo wysoko. Co prawda tylko przez moment jednak niejednokrotnie na tej płycie tym właśnie zaskakuje. Wszystko dopełnia obłędny saksofon w wykonaniu JULIANA BAKERA, byłego członka zespołu. Blisko 9-minutowy "Who Really W e Are" to nieco mocniejszy akcent bliski albumom "Pure" ( 2008 ) czy Passion" ( 2011 ). Na finał wybrano ( odpowiedniio ) "Afraid Of Everything". Kolejny przejmujący fragment z wspaniałym solo BARRETTA oraz częścią instrumentalną. Polecam zakupić tę płytę w wersji 3-dyskowej DELUXE EDITION. Fakt, jest droga jednak otrzymamy dodatkowo dysk z wersją akustyczną płyty oraz na dysku trzecim, wersją instrumentalną. Szczególnie polecam tę akustyczną. Niektóre wersje poszczególnych nagrań nieco poszerzono o części instrumentalne, wszystko brzmi nieco z innej perspektywy. Do tego otrzymujemy książkę z całą masą fotografii noi to co najważniejsze - satysfakcję z jej posiadania.

POSŁUCHAJ:

https://www.youtube.com/watch?v=sepFRRFuH58

1 komentarz:

  1. Fajnie, fajnie. Po słabiutenkiej Men Who Climb Mountains nagrali całkiem interesujący album

    OdpowiedzUsuń