Pierwszy od ośmiu lat album Brytyjczyków jest ósmym w ich dorobku choć grupa de facto istnieje 35 lat. Jest to też druga część trylogii po wydanym w 2012 "Return Of The Artisan" jednak bijąca go na głowa. Byłem fanem tej grupy w latach 90-tych kiedy byli popularni ( w kręgach niszowych rzecz jasna ). Polubiłem ich brzmienie bowiem było bliźniaczo podobne do innych moich ulubieńców takich jak MARILLION, EGDON HEATH czy ILLUVATOR. Nie spodziewałem się jednak tak udanej płyty, raczej obstawiałem, że po kilku przesłuchaniach płyta wyląduje na półce zapomnienia. Na szczęście stało się inaczej. Cudowne gitary, pomysły, melodyka, przejścia, zmiany nastrojów to wszystko tutaj znajdziemy. To płyta, do której chce się wracać, a przede wszystkim słuchać jej w całości nie używając pilota by co gorszą kompozycję po prostu pominąć. Tematem tej płyty jest ostatnio mocno eksploatowany temat, a więc poszukiwanie sławy za sprawą mediów społecznościowych, a więc bolączki naszej obecnej cyfrowej cywilizacji. Grupa wychodzi z tej walki obronną ręką choć nerwowo przebieram nogami na wieść, iż będzie jeszcze część trzecia "The Artisan". Historia zna przykłady kiedy concept albumy się nie sprawdzały jednak FINAL CONFLICT daje nam nadzieję, że tym razem historia się nie powtórzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz