środa, 26 czerwca 2019

STING "My Songs" ( 2019 )

ROCK

Były policjant STING mniej więcej od 2003 roku, a więc od albumu "Sacred Love" konsekwentnie obniża loty serwując nam słuchaczom coraz to dziwniejsze płyty choć niektórym nie podobała się już płyta "Brand New Day" ( 1999 ), mimo iż ta dla mnie jawi się niczym klejnot w koronie.

I tak na wspomnianej "Sacred Love" pojawiły się rytmy r&b dotychczas będące STINGOWI obce. Wtedy, choć jeszcze niewinnie, muzyk pokazał się z innej bardziej komercyjnej i nowoczesnej strony, o którą nikt go wcześniej nie podejrzewał. Trzy lata później przyszedł czas na album "Songs From The Labirynth" ( 2006 ), na którym artysta pokazał swe zauroczenie...lutnią i muzyką renesansu. Zaczął odgrzewać kotlety na "Symphonicities" ( 2010 ) prezentując swe największe przeboje oraz dawnego THE POLICE w wersjach symfonicznych. Nadzieje na starego STINGA odżyły wraz z albumem "The Last Ship" ( 2013 ) jednak tutaj zawiodły kompozycje. Okazały się po prostu nudne. Również powrót do rocka za sprawą wydanego trzy lata później "57th & 9th" ( 2016 ) finalnie zabrzmiał dość kiepsko choć "I Can't Stop Thinking About You" obiecywał gruszki na wierzbie. Kiedy wydawało się, że STING powoli sięga dna i może być już tylko lepiej w 2018 roku wydał płytę z....SHAGGY'M, jamajskim DJ'em, muzykiem reggae, nie mającym niczego wspólnego z dobrym gustem.

Teraz STING postanowił znów poodcinać kupony od dawnej twórczości nagrywając swoje największe przeboje w nowych wersjach. W takich w jakich - według artysty - uważa on, iż dziś powinny zabrzmieć. Rozczarowuje już sam pomysł bowiem po latach wpadek fani mieli nadzieję na starego dobrego STINGA z premierowym materiałem, a nie dość, że otrzymują coś starego to jeszcze odartego z dawnego piękna. Płytę otwiera słynny "Brand New Day", tyle tylko, że z dopiskiem "Version 2019". To wersja tak koszmarna, że w ogóle nie powinna się ukazać. Przypomina przebój z kiepskiej dyskoteki. Nie inaczej jest z "Desert Rose" pochodzącym nota bene z tej samej płyty sprzed 20!!! lat. W dodatku płyta jest nierówna bowiem po dwóch niemal dyskotekowo zaaranżowanych utworach...kolejne są nieco rockowe i nie pasują do całości. A słynnego "If You Love Somebody Set Them Free" w nowej aranżacji przez pierwszych kilkadziesiąt sekund nie idzie wręcz rozpoznać. "Fields Of Gold" czy arcypiękny "Shape Of My Heart" ze złotej ery artysty pozostały niemal w niezmienionej formie jak gdyby artysta bał się ruszyć te utwory pomniki. Z drugiej strony ten drugi to utwór tak piękny, ze chyba nie sposób go skaleczyć. Ten cały misz-masz przeplatany jest dodatkowo utworami koncertowymi choć te zdają się ratować tę kiepską płytę. Itd, itp. Posłuchajmy zatem do czego ten artysta niegdyś był zdolny.

POSŁUCHAJ:

https://www.youtube.com/watch?v=ZuI61cTNbAk

Pozdrawiam

OSKAR PENDYK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz