poniedziałek, 5 października 2020

RARYTASY część 11

DEEP PURPLE "Whoosh!" ( 2020 )

HARD ROCK

Są takie zespoły, które starzeją się niczym wino. Dobre wino. Są też takie głosy, które rozpoznajemy od razu co czyni artystę charakterystycznym. A nie ma nic gorszego jak artysta bez osobowości. O obóz "purpurowych" martwić się nie musimy. Każda nowa ich płyta przynosi wiele radości, owsem, jedna trochę mniej, druga trochę więcej, ale zawsze otrzymujemy produkt ( bleeeee, nienawidzę tego słowa w stosunku do sztuki )  z najwyższej półki. Nie inaczej jest tym razem. Wszystko jest spójne, trzyma wyrównany poziom, wciąga. Tytuł "Whoosh" oznacza coś co przeminęło, coś co się skończyło. Zresztą sam ROGER GLOVER w wywiadach mówi "teraźniejszość w jednej chwili staję się przeszłością". 

Denerwują mnie wieczne spekulacje, że poprzednia płyta miała być ostatnia w karierze grupy, teraz, że "Whoosh!" nią będzie. Ludzie, artyści to inna rasa, oni ciągle tworzą, myślą, nikt nie wie, co będzie za rok lub dwa więc wyluzujcie. Artyści mają swoje plany, ale miłość do muzyki to miłość wyjątkowa, jak każda zresztą, ale ta bywa zmienna. 

Ukazanie się płyty na runku było dość sporą niespodzianką, zapowiedziana dosłownie z dnia na dzień choć nagrywana już w roku 2019. Miała być wydana na wiosnę jednak pandemia wszystko pokrzyżowała. Nie sprawdziła się także data premiery 5 czerwca jednak mały ( dwa miesiące,  płyta ukazała się 7 sierpnia ) poślizg nie zrobił wielkiej różnicy. Grupa, jak każdy artysta, poszukuje. Nie inaczej jest w przypadku IANA GILLANA i spółki. No nowej płycie także znajdziemy dźwięki dotychczas obce muzykom. Mogłoby się wydawać, iż płyta jest nieco mniej hardrockowa od swoich poprzedników jednak bije od niej niesamowita energia, intensywność zmiany nastrojów, przebogata paleta klawiszy DONA AIREYA, organy Hammonda dosłownie wszędzie. Płyta brzmi podobnie co jej dwie poprzedniczki - genialna "Now What?!" ( 2013 ) oraz "inFinite" ( 2017 ) na co wpływ miały zapewne to samo studio nagrań co i ten sam producent jakim BOB EZRIN. Jak wspomniałem, płyta trzyma wyrównany poziom co sprawia, że słucha jej się płynnie,  ocenia pod względem artystycznym jako całość, a nie poszzcególne kompozycje choć tych wspaniałych cała masa. Moje faworyty to: kapitalny "Drop The Weapon", "We're All The Same In The Dark", "Step By Step", "The Long Way Round" czy mój ulubiony "The Power Of The Moon". 

Na koniec nieco na temat opakowania. Zdecydowałem się na wersję LIMITED BOX SET, a więc tę najbardziej wypasioną w dosłownym tego słowa znaczeniu. Box wygląda naprawdę okazale, a i kosztuje znacznie mniej od wydań płyt STEVENA WILSONA, które często uboższe, mają wygórowana cenę. Teraz naprawdę wiadomo kto tu robi prawdziwą kasę. Wracając do boxu. Zawiera on: wspaniałe bardzo dobrej jakości masywne pudło, koszulkę w rozmiarze XL, 3 tzw "art prints" na wzór czegoś a la dawne plakaty, ale na grubym, wysokiej jakości papierze oraz to co najważniejsze - 7 dysków jakimi płyta CD w wersji DELUXE zawierająca DVD z koncertem "Live At Hellfest 2017", ten sam album na podwójnym czarnym winylu oraz trzy 10" calowe kolorowe winyle z utworami koncertowymi. 

POSŁUCHAJ: https://www.youtube.com/watch?v=kqhBU0m4CQI

Okazałe pudło...

...koszulka w rozmiarze XL...

...płyta CD...
...płyta CD po rozłożeniu...


...wnętrze płyty CD po rozłożeniu...
...trzy tzw "art prints"...


...podwójny winyl...

...trzy 10" calowe kolorowe winyle z
materiałem koncertowym
układające się w postać z płyty...

...te same trzy 10" calówki z tyłu...

...wnętrze boxu wraz z opisem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz