poniedziałek, 8 lutego 2016

TINDERSTICKS "The Waiting Room" ( 2016 )

INDIE ROCK / ALTERNATIVE POP

Pochodząca z Anglii grupa TINDERSTICKS wydała właśnie dziesiąty album ( nie licząc albumu "Across Six Leap Years" z 2013 roku zawierającego wcześniejsze nagrania grupy w nowych wersjach ). Dwoma poprzednimi czyli "Falling Down A Mountain" ( 2010 ) oraz "The Something Rain" ( 2012 ) grupa zawiesiła wysoko poprzeczkę. Przepiękne albumy momentami powalające. I ten hipnotyczny śpiew STUARTA A. STAPLES'A. Zespół nagrywa też muzykę do filmów choć instrumentalny album "Ypres" z 2014 roku niezbyt przypadł mi do gustu. Skupmy się jednak na najnowszym "longplayu".

Najnowsze dzieło Brytyjczyków rozpoczyna się bardzo delikatnie instrumentalnym niespełna 3-minutowym "Follow Me". Następny już "śpiewany" "Second Chance Man" bardzo przypomina dokonania NICKA CAVE'A. Spokojne nagranie przeistacza się w nieco bardziej mocniejszą kompozycję a to za sprawą drapieżnego śpiewu STAPLES'A w drugiej jego części. Wszystko poprawnie, ale nic nadzwyczajnego. Ciekawie robi się w nagraniu trzecim "Were We Once Lovers". Melodia plus piękne skrzypce w tle. Później mamy dość średni "Help Yourself" z towarzyszeniem sekcji jazzowej. W "Hey Lucinda" STAPLES'OWI towarzyszy nawet tajemniczy żeński głos przedwcześnie zmarłej wokalistki LHASY DE SELA wchodzący w refrenie, który zostaje już z nim do końca. Niestety sama kompozycja nie powala. Ciekawy jest tytułowy "The Waiting Room" choć prócz głosu i niesamowicie cichego akordeonu nie słychać nic. Utwór posiada za to ładną linię melodyczną refrenu i to wystarczy. Zawiedzionym tym albumem wynagrodzi wszystko 5 minut i 20 sekund nagrania "We Are Dreamers". Rewelacja. STAPLES śpiewa - ba - niemal lamentuje w tym nagraniu i znów towarzyszy mu żeński głos, który komponuje się tutaj wspaniale z resztą kompozycji. Po nim następuje równie wspaniałe nagranie. Ballada "Like Only Lovers Can" to idealny utwór na koniec. Niczym z dwóch poprzednich, nad wyraz udanych albumów. Album spokojnie można polecić fanom grupy ANTHONY AND THE JOHNSONS. Szkoda, że album nie dorównuje dwóm poprzednim.

Pozdrawiam

OSKAR PENDYK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz