poniedziałek, 28 lutego 2022

PŁYTA ROKU 2021

1. PERFECT STORM "No Air"

PROGRESSIVE ROCK 

Debiut z Holandii. W składzie Holendrzy, ale także Syryjczycy. Jeśli lubicie MARILLION, wczesny GENESIS czy PINK FLOYD to pokochacie tę płytę. Na początku dostępna tylko cyfrowo, później także wydana na CD. I słusznie. Po co komu sztuczny miód skoro obok stoi pszczelarz. Kapitalny rock progresywny z elementami fusion i jazz rocka. Dlaczego u nas nikt tak nie gra? Może dlatego, że polskie propozycje muzyczne wypaczają gusta bezpłciowymi "artystami" wyzbytymi oryginalności. Skąd zatem czerpać wzorce? Z takich właśnie płyt. 
 
 
 
 
2. SYRINX CALL "Mirrorneuron"

PROGRESSIVE ROCK/ FOLK

Komponuje i śpiewa VOLKER KUINKE, wokalnie wspiera go także cudowna DORIS PACKBIERS, na gitarze FRANK BORNEMANN, na basie KLAUS-PETER MATZIOL oraz na gitarze akustycznej oraz klawiszach HANNES ARKONA. Ci trzej ostatni panowie to oczywiście z niemieckiej grupy ELOY co już powinno zainteresować smakoszy takiego grania. To coś dla fanów RENAISSANCE, RPWL, CAMEL czy wreszcie MOSTLY AUTUMN. Wszystko okraszone smyczkami, orkiestracją klasycznymi gitarami, melancholią, folkiem i rockiem oczywiście i to z najwyższej półki. Wszystko przeplatane szeroką symfoniką, wspaniałym fletem, momentami nawet zahaczając o "world music".Lirycznie najnowszy album skupia się na sztucznej inteligencji zwanej KAI, a więc zagrożeniem, z którym przyjdzie się zapewne kiedyś zmierzyć naszym dzieciom.Jeśli kogoś ta płyta nie ruszy, nie może się nazywać człowiekiem.

3. VOLA "Witness"

PROGRESSIVE METAL 

Takie utwory tego duńskiego kwartetu jak "Freak" czy "Napalm" powinny być nadawane w południe w każdej stacji radiowej, ale niestety żyjemy w czasach bylejakości. Poza wspomnianym powyżej progresywnym metalem, usłyszymy także wplywy elektroniki jak również echa takich grup jak OPETH, RAMMSTEIN, PORCUPINE TREE czy DEVINA TOWNSENDA. I co? Metal jest zły? By skomponować taka płytę, trzeba być nad wyraz wrażliwym człowiekiem. To płyta dla ludzi posiadających wyżej wymienioną cechę.






 
4. STEVEN WILSON "The Future Bites"

PROGRESSIVE ROCK / POP

Kampania reklamowa przyprawiła o zawrót głowy. Identycznie muzyka. STEVEN WILSON to człowiek odpowiedni do tego, by mówić o ważnych rzeczach. Kiedy się czegoś dotknie, wiadomo, że będzie nie tylko o czymś ważnym, ale o czymś w ogóle. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
5. HOOVERPHONIC "Hidden Stories"

INDIE POP

 
Fenomenalna kondycja tria, a może to zasługa powrotu dawnej wokalistki? Od czasów płyty "Jinx" amerykańskiego kwartetu CRUMB, nie słyszałem równie subtelnej płyty w tym gatunku. Trudno oderwać się od tego nagrania jak i od pozostałej dziewiątki. Czas trwania albumu niczym za czasów ELVISA PRESLEYA, nieco ponad dwa kwadranse, choć w dzisiejszym zabieganym świecie to i tak dla niecierpliwego słuchacza czas nie do przeskoczenia. Zostawcie choć na czas trwania tej płyty wszystkie "social media". 






6. ABBA "Voyage"

POP
 
Nie spodziewałem się, że za swojego życia doczekam chwili kiedy będę mógł powiedzieć "ABBA wydała nową płytę". Ale stało się, po 40 latach (!!!) przerwy.Powiedzieć, że starzeją sie niczym markowe wino, to za mało adekwatne. Oni po prostu zatrzymali się w 1981 roku. To komplement bowiem w muzyce nie ma nic ważniejszego, niż oryginalność i rozpoznawalne brzmienie. Te dzisiejsze zespoliki mogą jedynie patrzeć przecierając oczy ze zdumienia. Talentu się nie nauczysz. Albo go masz, albo nie. 






7. ROBIN MCAULEY "Standing On The Edge"

HARD ROCK 

 
Kto "siedzi" w hard rocku tym z prawdziwego zdarzenia, a więc takim soczystym graniem z połowy lat 80tych, ten zapewne miał styczność z fenomenalnymi albumami grupy MCAULEY SCHENKER GROUP, którego liderem właśnie wywołany do tablicy ROBIN MCAULEY. W 2020 roku muzyk powołał do życia projekt o nazwie BLACK SWAN ( 8 kwietnia nowa płyta ), którego album "Shake The World" to jedno z objawień 2020 roku. Sam artysta zresztą w wywiadach niejednokrotnie zaznaczał, iż BLACK SWAN do najlepsze co dotychczas zrobił. Ostatnio znów jest pełen kapitalnych pomysłów czego dowodem najnowszy, drugi solowy album wydany w 22 lata po debiucie. Otwierający płytę "Thy Will Be Done" to klasyk w momencie poczęcia. Muzyka pełna energii, pobudzająca do życia, nastrajająca pozytywnie od pierwszych nut. Posłuchajcie prawdziwego światowego grania z polotem, takiego jakiego nie usłyszycie w żadnym "fastfoodowym" radio z repertuarem rodem z festyniarskiego grania do kiełbaski z plastikowego talerzyka czy "gwiazdy" typu ostatni przedstawiciel Polski na festiwalu Eurowizji.

8. RONNIE ATKINS "One Shot"

MELODIC HARD ROCK

 
Niby wszystko było dobrze. Zdiagnozowany rak zaczął się poddawać po czym znienacka wrócił, a RONNIE oznajmił, iż ma czwarte stadium. Mimo wszystko nie poddał się i rzucił się w wir pracy czego efektem pierwszy solowy album wokalisty duńskiej hard rockowej grupy PRETTY MAIDS, a także mający mieć premierę 18 marca, drugi album, który bezie zatytułowany "Make It Count". Efekt jest taki jakiego się spodziewałem. Muzyk nagrał klasową płytę, ale on innych nie nagrywa. Mamy tutaj wszystko za co kochamy PRETTY MAIDS, ale i dużo więcej. Wszak solowy materiał zoobowiązuje. Pokochałem z miejsca singla "Real", który pilotował te płytę. Później następują już same przysłowiowe petardy w rodzaju "Scorpio", nagrania tytułowego "One Shot", "Picture Yourself" ( to mój ulubiony !!! ) czy fenomenalny finał "When Dreams Are Not Enough", którego tekst jest bardzo wymowny odnośnie sytuacji ATKINSA. Jednak życie pokazuje, że wiara czyni cuda, a te niejednokrotnie miały już miejsce.

9. RICKY BYRD "Sobering Times"

ROCK 

 
RICKY BYRD to przede wszystkim gitarzysta najbardziej znany z grupy JOAN JETT & THE BLACKHEARTS. Miał też swój jednorazowy epizod z grupą SUSAN z 1979 roku jednak ich jedynej płyty "Falling In Love Again" nie posiadam. Nie znam też jego dwóch poprzednich solówek, ale po tym co artysta zaproponował na właśnie wydanym trzecim solowym albumie zmusza mnie wręcz do nadrobienia zaległości. Najnowsza płyta nie opuszcza mojego odtwarzacza, a wszyscy wielbiciele chociażby BRUCE'A SPRINGSTEENA powinni być wniebowzięci. Tytułowe "otrzeźwiające czasy" wyszły mu na dobre. 



10. LADY PANK "LP40"

ROCK 

 
20 lat temu gdyby ktoś mi powiedział, że będę słuchać nowej płyty LADY PANK pomyślałbym, żeby go umówić na wizytę u psychologa. Ale to nie tak, że ja LADY PANK nie lubiłem. Po prostu muzyka polska jest mi ( a może była? ) obojętna, a to, że 99 jej % nie trawię to już inna sprawa. To jak z celulozą - są pewne rzeczy , których nawet kwas żołądkowy nie przerobi. Potrafię jednak docenić to co dobre, a że "LP 40" jest dobre ( bardzo dobre ) stąd ta sztuka potrafi obronić się sama. Masa kapitalnych melodii, ale też lirycznych odniesień do otaczającej nas rzeczywistości. By nie być gołosłownym, poniżej fragment tekstu utworu "Spirala", do którego słowo napisał WOJCIECH BYRSKI:

"...rzucanie błotem do celu
odwieczny nasz narodowy sport
za chwilę mój przyjacielu
tą samą ręką podzielisz tort..."

Podobnych spostrzeżeń, a także odpowiednich odniesień na nowym albumie cała masa, jednak wszystko na poziomie, bez nachalnej dosadności. Fantastyczne singlowe "Ameryka", piękna ballada "Wieczny Chłopiec" to tylko mały wycinek z możliwości PANASEWICZ / BORYSEWICZ i spółka. Słowa uznania także dla wspomnianego WOJTKA BYRSKIEGO, który wspomógł w warstwie lirycznej JANA BORYSEWICZA, który to z kolei odpowiada za 100% zawartej na tej płycie muzyki. Oto kolejny fragment, tym razem obu wspomnianych panów.

"...nim się wiatr historii uspokoi
trzeba przetrwać trudny czas
i w cierpliwość zimną nerwy zbroić
my ich albo oni nas..."

Fenomenalna kondycja wokalna JANUSZA PANASEWICZA, gitarowa JANA BORYSEWICZA, a także perkusyjna KUBY JABŁOŃSKIEGO czy basowa KRZYSZTOFA KIELISZKIEWICZA. Wspomagał na instrumentach klawiszowych JAROSŁAW BARAN. Ależ prezent na 40-tkę sprawili sobie panowie z LADY PANK. To właśnie te zrobione sobie samemu, cieszą najbardziej, choć rykoszetem prezent otrzymałem także ja.

11. KENNY G "New Standards"

JAZZ

Mój ukochany saksofonista, który w latach 90. kształtował moje gusta muzyczne, pokusił się o nagranie płyty z premierowym materiałem zainspirowanym jednak, światowymi standardami jazzowymi z przełomu lat 50. i 60., okraszając wszystko kapitalnym tytułem "Nowe standardy". Tym samym, po kilku wcześniejszych eksperymentach, powrócił do korzeni, co wyszło mu na dobre. Bałem się,  że znów będzie kombinował, przez co skoczy mi ciśnienie, ale po wysłuchaniu singlowego "Emeline", odwołałem wizytę u hipertensjologa.
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz