Debiut z Holandii. W składzie Holendrzy, ale także Syryjczycy. Jeśli lubicie MARILLION, wczesny GENESIS czy PINK FLOYD to pokochacie tę płytę. Na początku dostępna tylko cyfrowo, później także wydana na CD. I słusznie. Po co komu sztuczny miód skoro obok stoi pszczelarz. Kapitalny rock progresywny z elementami fusion i jazz rocka. Dlaczego u nas nikt tak nie gra? Może dlatego, że polskie propozycje muzyczne wypaczają gusta bezpłciowymi "artystami" wyzbytymi oryginalności. Skąd zatem czerpać wzorce? Z takich właśnie płyt.
2. SYRINX CALL "Mirrorneuron"
Komponuje i śpiewa VOLKER KUINKE, wokalnie wspiera go także cudowna
DORIS PACKBIERS, na gitarze FRANK BORNEMANN, na basie KLAUS-PETER
MATZIOL oraz na gitarze akustycznej oraz klawiszach HANNES ARKONA. Ci
trzej ostatni panowie to oczywiście z niemieckiej grupy ELOY co już
powinno zainteresować smakoszy takiego grania. To coś dla fanów RENAISSANCE, RPWL, CAMEL czy wreszcie MOSTLY AUTUMN.
Wszystko okraszone smyczkami, orkiestracją klasycznymi gitarami,
melancholią, folkiem i rockiem oczywiście i to z najwyższej półki.
Wszystko przeplatane szeroką symfoniką, wspaniałym fletem, momentami
nawet zahaczając o "world music".Lirycznie najnowszy album skupia się na
sztucznej inteligencji zwanej KAI, a więc zagrożeniem, z którym
przyjdzie się zapewne kiedyś zmierzyć naszym dzieciom.Jeśli kogoś ta płyta nie ruszy, nie może się nazywać człowiekiem.
3. VOLA "Witness"
Takie utwory tego duńskiego kwartetu jak "Freak" czy "Napalm" powinny być nadawane w południe w
każdej stacji radiowej, ale niestety żyjemy w czasach bylejakości. Poza wspomnianym powyżej progresywnym metalem, usłyszymy także wplywy
elektroniki jak również echa takich grup jak OPETH, RAMMSTEIN, PORCUPINE
TREE czy DEVINA TOWNSENDA. I co? Metal jest zły? By skomponować taka płytę, trzeba być nad wyraz wrażliwym człowiekiem. To płyta dla ludzi posiadających wyżej wymienioną cechę.
4. STEVEN WILSON "The Future Bites"
Kampania reklamowa przyprawiła o zawrót głowy. Identycznie muzyka. STEVEN WILSON to człowiek odpowiedni do tego, by mówić o ważnych rzeczach. Kiedy się czegoś dotknie, wiadomo, że będzie nie tylko o czymś ważnym, ale o czymś w ogóle.
5. HOOVERPHONIC "Hidden Stories"
Fenomenalna kondycja tria, a może to zasługa powrotu dawnej wokalistki? Od czasów płyty "Jinx" amerykańskiego kwartetu CRUMB, nie słyszałem równie subtelnej płyty w tym gatunku. Trudno oderwać się od tego nagrania jak i od pozostałej dziewiątki. Czas
trwania albumu niczym za czasów ELVISA PRESLEYA, nieco ponad dwa
kwadranse, choć w dzisiejszym zabieganym świecie to i tak dla
niecierpliwego słuchacza czas nie do przeskoczenia. Zostawcie choć na czas trwania tej płyty wszystkie "social media".
6. ABBA "Voyage"
Nie spodziewałem się, że za swojego życia doczekam chwili kiedy będę
mógł powiedzieć "ABBA wydała nową płytę". Ale stało się, po 40 latach
(!!!) przerwy.Powiedzieć, że starzeją sie niczym markowe wino, to za mało adekwatne. Oni po prostu zatrzymali się w 1981 roku. To komplement bowiem w muzyce nie ma nic ważniejszego, niż oryginalność i rozpoznawalne brzmienie. Te dzisiejsze zespoliki mogą jedynie patrzeć przecierając oczy ze zdumienia. Talentu się nie nauczysz. Albo go masz, albo nie.
7. ROBIN MCAULEY "Standing On The Edge"
Kto "siedzi" w hard rocku tym z prawdziwego zdarzenia, a więc takim
soczystym graniem z połowy lat 80tych, ten zapewne miał styczność z
fenomenalnymi albumami grupy MCAULEY SCHENKER GROUP, którego liderem
właśnie wywołany do tablicy ROBIN MCAULEY. W 2020 roku muzyk powołał do życia projekt o nazwie BLACK SWAN ( 8 kwietnia nowa płyta ),
którego album "Shake The World" to jedno z objawień 2020 roku. Sam
artysta zresztą w wywiadach niejednokrotnie zaznaczał, iż BLACK SWAN do
najlepsze co dotychczas zrobił. Ostatnio znów jest pełen kapitalnych
pomysłów czego dowodem najnowszy, drugi solowy album wydany w 22 lata po
debiucie. Otwierający płytę "Thy Will Be Done" to klasyk w momencie poczęcia.
Muzyka pełna energii, pobudzająca do życia, nastrajająca pozytywnie od
pierwszych nut. Posłuchajcie prawdziwego światowego grania z polotem,
takiego jakiego nie usłyszycie w żadnym "fastfoodowym" radio z repertuarem rodem z festyniarskiego grania do kiełbaski z plastikowego
talerzyka czy "gwiazdy" typu ostatni przedstawiciel Polski na festiwalu
Eurowizji.
8. RONNIE ATKINS "One Shot"
Niby wszystko było dobrze. Zdiagnozowany rak zaczął
się poddawać po czym znienacka wrócił, a RONNIE oznajmił, iż ma czwarte
stadium. Mimo wszystko nie poddał się i rzucił się w wir pracy czego
efektem pierwszy solowy album wokalisty duńskiej hard rockowej grupy
PRETTY MAIDS, a także mający mieć premierę 18 marca, drugi album, który bezie zatytułowany "Make It Count". Efekt jest taki jakiego się spodziewałem. Muzyk nagrał klasową płytę,
ale on innych nie nagrywa. Mamy tutaj wszystko za co kochamy PRETTY
MAIDS, ale i dużo więcej. Wszak solowy materiał zoobowiązuje. Pokochałem
z miejsca singla "Real", który pilotował te płytę. Później następują
już same przysłowiowe petardy w rodzaju "Scorpio", nagrania tytułowego
"One Shot", "Picture Yourself" ( to mój ulubiony !!! ) czy fenomenalny
finał "When Dreams Are Not Enough", którego tekst jest bardzo wymowny
odnośnie sytuacji ATKINSA. Jednak życie pokazuje, że wiara czyni cuda, a
te niejednokrotnie miały już miejsce.
9. RICKY BYRD "Sobering Times"
RICKY BYRD to przede wszystkim gitarzysta
najbardziej znany z grupy JOAN JETT & THE BLACKHEARTS. Miał też swój
jednorazowy epizod z grupą SUSAN z 1979 roku jednak ich jedynej płyty
"Falling In Love Again" nie posiadam. Nie znam też jego dwóch
poprzednich solówek, ale po tym co artysta zaproponował na właśnie
wydanym trzecim solowym albumie zmusza mnie wręcz do nadrobienia
zaległości. Najnowsza płyta nie opuszcza mojego odtwarzacza, a wszyscy
wielbiciele chociażby BRUCE'A SPRINGSTEENA powinni być wniebowzięci. Tytułowe "otrzeźwiające czasy" wyszły mu na dobre.
10. LADY PANK "LP40"
20 lat temu gdyby ktoś mi powiedział, że będę słuchać nowej płyty LADY PANK pomyślałbym, żeby go umówić na wizytę u psychologa. Ale to nie tak, że ja LADY PANK nie lubiłem. Po prostu muzyka polska
jest mi ( a może była? ) obojętna, a to, że 99 jej % nie trawię to już
inna sprawa. To jak z celulozą - są pewne rzeczy , których nawet kwas
żołądkowy nie przerobi. Potrafię jednak docenić to co dobre, a że "LP
40" jest dobre ( bardzo dobre ) stąd ta sztuka potrafi obronić się sama. Masa kapitalnych melodii, ale też lirycznych odniesień do
otaczającej nas rzeczywistości. By nie być gołosłownym, poniżej fragment
tekstu utworu "Spirala", do którego słowo napisał WOJCIECH BYRSKI:
Fenomenalna
kondycja wokalna JANUSZA PANASEWICZA, gitarowa JANA BORYSEWICZA, a
także perkusyjna KUBY JABŁOŃSKIEGO czy basowa KRZYSZTOFA
KIELISZKIEWICZA. Wspomagał na instrumentach klawiszowych JAROSŁAW BARAN.
Ależ prezent na 40-tkę sprawili sobie panowie z LADY PANK. To właśnie te zrobione sobie samemu, cieszą najbardziej, choć rykoszetem prezent otrzymałem także ja.
"...rzucanie błotem do celu
odwieczny nasz narodowy sport
za chwilę mój przyjacielu
tą samą ręką podzielisz tort..."
Podobnych
spostrzeżeń, a także odpowiednich odniesień na nowym albumie cała masa,
jednak wszystko na poziomie, bez nachalnej dosadności. Fantastyczne
singlowe "Ameryka", piękna ballada "Wieczny Chłopiec" to tylko mały
wycinek z możliwości PANASEWICZ / BORYSEWICZ i spółka. Słowa uznania
także dla wspomnianego WOJTKA BYRSKIEGO, który wspomógł w warstwie
lirycznej JANA BORYSEWICZA, który to z kolei odpowiada za 100% zawartej
na tej płycie muzyki. Oto kolejny fragment, tym razem obu wspomnianych
panów.
"...nim się wiatr historii uspokoi
trzeba przetrwać trudny czas
i w cierpliwość zimną nerwy zbroić
my ich albo oni nas..."
11. KENNY G "New Standards"
Mój ukochany saksofonista, który w latach 90. kształtował moje gusta muzyczne, pokusił się o nagranie płyty z premierowym materiałem zainspirowanym jednak, światowymi standardami jazzowymi z przełomu lat 50. i 60., okraszając wszystko kapitalnym tytułem "Nowe standardy". Tym samym, po kilku wcześniejszych eksperymentach, powrócił do korzeni, co wyszło mu na dobre. Bałem się, że znów będzie kombinował, przez co skoczy mi ciśnienie, ale po wysłuchaniu singlowego "Emeline", odwołałem wizytę u hipertensjologa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz