niedziela, 10 kwietnia 2016

DREAM THEATER "The Astonishing" ( 2016 )

PROGRESSIVE METAL

130 minut muzyki, dwa kompakty, dwa akty podzielone na 34 nagrania. O to trzynasty studyjny album amerykańskiego "teatru snów". Pokochałem ten zespół w 1999 kiedy wydali oni obłędną płytę "Metropolis Pt 2: Scenes From A Memory". Była to ich piąta wtedy płyta. Każda następna wbijała w fotel choć według mnie ósma "Octavarium" z 2005 roku pozostanie już na zawsze niepokonana. Na tamtej płycie otarli się o geniusz. Zarówno kompozycje jak i ich wykonanie to absolutne mistrzostwo świata.
Najnowsza jest podwójnym koncept-albumem opowiadającym jedną spójną historię. Nie przepadam za koncept-albumami choć są wyjątki. Plusem jest na pewno to, iż kto zechce posłuchać sobie poszczególnych utworów ( spośród 34!!! do wyboru ) może to zrobić z osobna bowiem nie są one ze sobą połączone jak to zazwyczaj bywa na tego typu albumach.

JOHN PETRUCCI jest maniakiem gier komputerowych więc kwestią czasu było stworzenie albumu osadzonego tekstowo ( a i muzycznie chociażby w otwierającym album "Descent Of The Nomacs" ) w futurystycznym świecie rządzonym przez maszyny. Bardzo podoba mi się singlowy "The Gift Of Music" choć prawdziwy "theater" zaczyna się od nagrania "A Better Life" z fenomenalną solówką w połowie trzeciej minuty. Utwór bardzo melodyjny choć najwięksi fani zespołu ( do których się zaliczam ponieważ posiadam wszystkie albumy zarówno zespołu jaki i solowe albumy poszczególnych muzyków, single, DVD itp ) zapewne przyznają, że dopiero po odejściu MIKE'A PORTNOYA grupa bardziej wyeksponowała melodie kosztem mniejszej liczby popisów wirtuozerskich. Pamiętam kiedy kupowałem album "A Dramatic Turn Of Events" ( 2011 ), pierwszy album z nowym perkusista MIKE'M MANGINIM. W edycji limitowanej tego albumu na dołożonym DVD można obejrzeć casting na wspomnianego perkusistę. Ach ileż pasji, maniactwa było w jego grze. Jak on się wczuwał w to co robi. Z jakim zaangażowaniem to robił. Zespół podjął najlepszą decyzję z możliwych. Również tylko najzagorzalsi fani wiedzą iż MANGINI zetknął się już z wokalistą "dreamów" JAMESEM LaBRIE w 1999 roku na jego solowej płycie pod szyldem MullMuzzler "Keep It To Yourself"( pozostawał w stałym składzie do 2005 roku ). Grał na tym albumie na perkusji i w końcu trafił do całej grupy, której zresztą był wielkim fanem. Wróćmy jednak do najnowszej płyty. Polecam gorąco "Lord Nafaryus" z obłędną częścią balladową w połowie trzeciej minuty czy kapitalne "Act Of Faythe". Prawdziwy "teatr" mamy w nagraniu "The Hovering Sojourn". Ależ się tam dzieje. Utwór jest też świetnym wprowadzeniem do podniosłego niemal hołdu jakim jest nagranie następne "Brother, Can You Hear Me". Trudno przejść obojętnie obok takich kompozycji jak "A Life Left Behind", "Ravenskill" czy "Chosen". To tyle jeśli chodzi o dysk i akt pierwszy. Co na drugim?

Na pewno kapitalny "Moment Of Betreyal" czy niemal "bondowski" "Heaven's Cove". Fenomenalna jest także kolejna już ballada "Begin Again". Jednym z najpiękniejszych fragmentów albumu jest z pewnością nagranie "The Path That Divides". Ależ dramaturgia, kapitalna melodia i glos LaBRIE'GO. Cóż tam się dzieje w połowie trzeciej minuty. To już któraś "połowa trzeciej minuty". Nie zapominajmy o rewelacyjnym "My Last Farewell", "Hymn Of A Thousand Voices" i oczywiście finał "The Astonishing"....balladowy oczywiście jak większość pięknych momentów na tym albumie.

Ta płyta nie "wchodzi" po pierwszym przesłuchaniu. Jest to płyta trudna, złożona i potrzeba czasu na zaznajomieniem się z nią jednak zapewniam, że z każdym kolejnym przesłuchaniem muzyka z tego albumu zyskuje. Wielki to zespół i życzę im jak najlepiej.
Dziękuję też mojej Pauli od której powyższy album dostałem. Na koniec proponuję posłuchajcie kapitalnego "The Path That Divides".

POSŁUCHAJ:

https://www.youtube.com/watch?v=EQYiNaUCCS4

Pozdrawiam

OSKAR PENDYK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz